Oparłam dłoń na klamce i otworzyłam, w drzwiach stał Izaya. Nie byłam zadowolona z jego wizyty, chyba na pewno się też nie polubimy.
- Czego byś chciał... -Zapytałam wprost, dopiero wtedy zauważyłam jego twarz. Miał rozciętą skroń, i złamany nos.
- Widzę, że nie tylko ja ucierpiałem. - Przekręcił lekko głowę spoglądając na moją twarz. Odwróciłam się w inną stronę. - Dobra, do rzeczy. Chce wpierdolić temu co mnie tak urządził, wiem ze tu jest. - Odepchnął mnie od drzwi, właśnie w tym samym czasie dadamax pojawił się w zasięgu mojegk wzroku. Atmosfera w pokoju stała się bardzo napięta, mężczyźni patrzyli sobie w oczy. W każdej chwili byli gotowi, żeby zaatakować.
- Widać mało Ci wjebałem...
- Teraz, chcę Ci się odpłacić tym samym. Żadne ścierwo nie będzie mną pomiatać.! - Skoczyłe do przodu. Dadamax zrobił to samo, miałam tylko kilka sekund na reakcję. Chwyciłam sztylety i z zawrotną prędkością wbiłam się w miejsce kolizji. Na swoje szczęście zachamowali, bo inaczej ich gardła wbiłyby się w ostrza.
- Nie chce żadnej walki w moim domu.. - Czy to jasne...? Jeśli chcecie się nawalać wyjdźcie na dwór.
Dadamax chciała coś powiedzieć, ale za to wskazał palcem na drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę, na moim ganku stala duża grupa orków. Liczyła sobie conajmniej 10 członków. Mój instynkt zabójcy się włączył. Przybrałam pozycję bojową, przemyślałam swój każdy ruch.
- Niech poleje się krew. - Uśmiechnęłam się złowrogo. Za pomocą shunpo przeniosłam się w sam środek grupy. Nie mieli nawet sekundy na reakcję, chwyciłam sztylety pewniej pomimo narastającego bólu w nadgarstku. Zwinne użyłam złowieszczej stali. Dwóch z noch padło na ziemię, mieli odcietą głowę. Ponowne użycie shunpo teleportowalo mnie do Izaya, wtedy rzuciłam ostrzem prosto w tych debili. Nóż odbił się od 4 potworów, przy czym padło z dwóch. Teraz nadszedł finał, ostatni raz użyłam tego podczas walki z wojskami demaci. Czas zwolnił, skorzystałam z shunpo po raz ostatni. Od razu przeszłam do lotosa śmierci. Zaczęłam się obkręcać wokół własnej osi, noże latały wszędzie. Nie umiałam ich zliczyć, ale około stu ostrzy wbiło się w ciała goblinów. Wszyscy zaczęli padać, jeden po drugim. Nawet nir wiem kiedy się to skończyło, powoli zaczęłam wracać do rzeczywistości. Instynkty zabójcy się wyłączał, miałam wrażenie ze nadgarstek zaraz mi odpadnie. Skierowałam się do domu, w nim widziałam tylko Izaya, wpatrywał się we mnie. Po dadamaxie nie było śladu, zamknęłam drzwi, jednym ruchem popchnęłam mężczyznę na sofę. Weszłam do łazienki, zabierając ręcznik i wodę utlenianią.
- Przepraszam... ale co ty do cholery robisz.
- Spłacam dług, a teraz się nie ruszaj. - Zmoczyłam tkanię cieczą i przystawiłam do skroni.
< Izaya >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz