Całe moje ciało przepełniła złość, byłam wkurwiona na Izaya jak osa. Jednak teraz musiałam dostawić swój spór z nim i mu pomóc, chociaż. - Usiadłam na ziemi, przekręciłam lekko łeb spoglądając na tą dwójkę. Szukałam wzrokiem sztyletu, chciałam go odzyskać i udać się do swojego domu na spoczynek. Wstałam z ziemi, jednak ta po pewnej chwili zaczęła się trząść. Dadamax stracił równowagę, upadł na ziemię. No, ale chyba tego było jeszcze za mało nie wiadomo skąd błysnęło złotawe światło. Nikogo nie widziałam, stałam przez kilka chwil w bezruchu zaczęłam nasłuchiwać. Ktoś przemknął obok mnie, bez wahania skoczyłam do przodu powalając tajemniczą osobę na ziemię.
- Tchórz ! - Usłyszałam dadamax'a, chwilę po tym rozległ się dźwięk zderzenia z ziemią.
Powoli odzyskiwałam wzrok, ta osoba którą przygniatałam wydawała się być dziwnie znajoma. - Zamrugałam parę razy oczami, ujrzałam Izaya miałam ochotę go teraz rozszarpać.
- Giń ! - Ponowne słowa, które zostały wypowiedziane z ust dadamax'a.
Uniosłam lekko łeb, skoro ja przygniatałam chłopaka to z kim walczył ten facet... Chyba miałam zwidy... pukiel czerwonych włosów powiewał na wietrze. Czarne spodnie i bluzka, ten sam sposób obrony. Skoczyłam do przodu jak oparzona, zderzyłam się z dadamaxem powalając go na ziemię. Zaczęliśmy staczać się z klifu.
< Izaya? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz