- Nie trzeba było się tak wiercić. - Usiadłam na krześle. - A co do tego przedstawienia... - Wstałam. - Wtedy podczas wojny z demacią moja matka i ja kładłyśmy przeciwników, jednego po drugim. Te ostrza skakały po ofiarach prawie co sekundę. Już chyba nawet nie zliczę, ile żyć się przelało. - Ponownie Spojrzałam na chłopaka. - Wybacz, nie mam naklejki dzielnego pacjenta... Chcesz to sobie przyłoż lód, powinien zmniejszyć opuchliznę i złagodzić ból. - Wzruszyłam ramionami, skierowałam się w stronę wyjścia. Podobno dziś była pełnia chciałam ją zobaczyć, zatrzymałam się jednak w połowie. Wróciłam sie do kuchni, zaczęłam przeglądać szafki. Natrafiłam na parę lizaków, wzięłam je do ręki o zaniosłam chłopakowi. Teraz mogłam spokojnie wpatrywać się w księżyc. Wyszlam przed dom, ominęłam ciała goblinów. Wspięłam się na dach.
< Izaya? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz