czwartek, 11 czerwca 2015

Od Luny CD Izay'i Do Dadamax'a

Obróciłam się napięcie, chciałam żeby w końcu mnie zaprowadził tam, gdzie one są. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie.- No i je zostawiłem... - Te słowa podziałały na mnie natychmiastowo. Doznałam paraliżu, lekkie drgawki odwiedziły moje ciało. Nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli, że ten debil zgubił sztylety mojej matki.
Miałam ochotę mu teraz urwać głowę, jednak się powstrzymałam. Przeciągnęłam łapą po ziemi, zostawiając ślad. Wyrwałam do przodu jak szalona, musiałam je odzyskać... To była jedyna pamiątka po mojej matce... To jest perfekcyjna broń do zabijania... Ona nie może przepaść, po prostu nie może to jest niedopuszczalne. Postanowiłam, że zakończę naszą krótką znajomość pewnie by mu to poszło nawet na rękę. Zaczęłam węszyć w poszukiwaniu ostrzy, nie mógł ich gdzieś daleko wyrzucić. Albo leżą w takim miejscu, że coś zakłóca zapach mojej skóry. Mijały minuty, które potem przetapiały się w godziny. Po sztyletach nie było żadnego śladu, wpadłam w istną furię. Jedyna rzecz, która została po legendzie, przepadła. Zaczęłam niszczyć wszystko dookoła, mniejsze drzewa łamały się jak patyki. Z krzaków zostało tylko wspomnienie, parę skał też zmieniło swój rozmiar.
W końcu nadeszła noc, spojrzałam w niebo księżyc oświetlał wszystko swoim srebrzystym blaskiem. Moim oczom ukazał się mały klif, z jego szczytu pewnie był widok na całą okolicę. Wolnym krokiem skierowałam się w jego stronę, łeb miałam zwieszony do dołu. Nie miałam sił na dalszą demolkę lasu i innych kamieni. Usiadłam na ziemi, wpatrywałam się ślepo w jeden punkt. Musiałam się przespać, żeby jutro poszukać ostrzy na nowo, jednak z każdą sekundą moja nadzieja malała. Położyłam się na ziemi, dzięki temu że miałam futro nie odczuwałam żadnego chłodu. Oparłam łeb o przednie łapy, w tym momencie zawiał zimny wiatr. Zaczerpnęłam powietrza, o moje nozdrza obił się znajomy zapach. Podniosłam się na równe nogi, obróciłam głowę o kilkadziesiąt stopni. Coś błyszczało w świetle księżyca. Nie tracąc czasu podbiegłam do tego miejsca, moim oczom ukazał się sztylet. Przyjrzałam się dokładniej, kamień spadł mi z serca. Jeden z mojej zabójczej broni został odnaleziony. Wzięłam go delikatnie do pyska, teraz został tylko drugi.
Momentalnie coś zaszeleściło w krzakach, odskoczyłam na kilka metrów szykując się do walki. Z zarośli wyszedł mężczyzna, był dosyć wysoki. Jednak nie było to dla mnie wielkim wyzwaniem.

< Dadamax ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz