Siedziałam u niego na kolanach nie były jakos super wygodne ale czułam się jak małe dziecko, które uwielbia tam siedzieć.
Dadamax zapytał mi się co chce robić... dobre pytanie... moj problem jest taki, że przed pojawieniem się tego świra u, którego siedzę na kolanach miałam wszystko zaplanowane co, gdzie i kiedy robie a teraz to wszystko idzie się jebać.
- Idziemy na zewnątrz... i nie ma, że nie - patrzę na niego proszącym wzrokiem.
- Nie - mowi stanowczo.
- Ale... Dadamax nie mam ochoty siedzieć w tej zapyziałej norze cały czas...
- Idziemy.. prosze..
- Nastii i co ja mam z tobą zrobić ?
- Eee, iść ze mną ?
Dadamax spojrzał na mnie krzywo. Nosz cholera niech sie tak nie patrzy.
Wstaje z jego kolan i ciagne go za rękę aby wstał. Czuje się jak kilkuletnie dziecko, które ciągnie swojego tate do jakiegoś sklepu z zabawkami. W końcu wstaje i rusza ze mną.
Wychodzimy na zewnątrz, jest dość ciepło ale mogło zawsze być gorzej. Dadamax chwyta mnie za ręke. No ej, bez przesady taka mała nie jestem... -wywracam oczami.
- Po co mnie wyciągnęłaś tu ? - zapytał.
- Źeby nie siedzieć w domu.
Idziemy dość długo i mieliśmy iś dalej ale ja zobaczyłam małego mustanga, taki słodziak. Muszę do niego podejść i go pogłaskać, słodki jest jeszcze na dodatek kary.
Chciałam tam podejść ale Dadamax nie chciał mnie puścić...
- Prosze... - mowie cicho.
- Nie, bo jest dziki i mozesz miec problem..
- Ale noooo...
Nagle w małej odległosci pojwił się niespodziewany gośc...
< Dadamax ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz