wtorek, 9 czerwca 2015

Od Nastii CD Dadamax'a

Kurwa mać... mój "wybawca" leży pod ścianą, stracił przytomność a ja stoje na przeciwko Orka... Cholera... jest coraz bliżej mnie a w moich dłoniach są już sztylety. Moje oczy błysnęły i zmieniły barwę na czerwone, choć miałam soczewki to i tak było to widać. Byłam wściekła ale za co ? ... Potrząsnełam szybko głową po czym zręcznie rzuciłam sztyletem z prawej ręki w ramię Orka. Z lewej sztylet mi wypadł. Kurwa mać jebana dłoń ! ... Podniosłam szybko sztylet i jak najszybciej rzuciłam. Nie chciałam odnieść porażki. Dobrze, że Dadamax tego nie widział bo uznał by mnie za totalną niezdarę.
Jeszcze kilka sztyletów powędrowało w jego strone. Każdy kolejny trafiał w serce. W końcy padł.
Podeszłam do Dadamax'a i zerknęłam na jego twarz oraz dłoń. Ał... aż ona mnie zabolała. Poszłam szybko po opatrunki, wracając do góry utknęła mi noga w rozwalonym schodzie.
No pięknie... szarpnęłam nogą ale to był błąd. Nic z tego. Szarpnęłam jeszcze raz i wtedy zorientowałam się, że to nic nie da i zdarłam przy tym sobie połowę skóry.
Wpadłam na pomysł aby zmienić się w psa ale przed tym ściągnąć z siebie bluze, bo nie zamierzam szukać kolejnej. Przemiana zadziałała wydostałam ją. Krótko po tym stałam się już człowiekiem. Moja noga dość mocno krwawiła ale to ja, nic mi nie będzie.
Weszłam do sypialni gdzie leżał Dadamax i ten zajebany Ork.
Podeszłam do mężczyzny. Skoro zemdlał to nic nie poczuje... chyba. Wyjęłam sztylet z jego dłoni i opatrzyłam. To samo zrobiłam z jego łukiem brwiowym. Dadamax do lekkich nie należał i jeszcze z tą nogą to lekko nie było. Przeniosłam go na łóżko. Niech wypoczywa.
Zjechałam po poręczy na dół, bo tak było bezpieczniej i wziełam dwie szklanki wody ze sobą. Wracając na górę omijałam najgorzej wyglądające schody.
Położyłam szklanki na stoliku obok łóżka.
Usiadłam na ziemi i patrzyłam jak dużo krwi wydostaje się z dość głębokiej rany.
Minęło może z pięć minut i nie wiedziałam co robić. Wstałam i oglądałam dokładniej pomieszczenie. Patrze przed siebie i widzę solidny kominek.
- Przynajmniej ciepło będzie - pomyślałam i się uśmiechnęłam.
Zaciekawiła mnie wielka szafa, uchyliłam ją trochę i ujrzałam zielone oczy które patrzyły się na mnie. Po chwili zauważyłam, że to coś jest małe albo jest dopiero małe. Zobaczyłam skrzydła.
Cholera ... gryf... co ja tutaj jeszcze znajdę, Syrene ?!
Trzasnęłam drzwiami od szafy i odwróciłam się. Zjechałam po "jaskini gryfa" plecami. Usiadłam na podłodze i oparłam głowe o szafe. Zamknęłam oczy i chyba przysnęłam.
Usłyszałam jak ktoś się porusza wstałam od razu na nogi po czym upadłam. Głupia noga... rana zrobiła się taka, że była na całą łydkę. Zerknęłam w górę i zobaczyłam Dadamaxa.
- Ten ork cię tak urządził ? - zapytał patrząc na noge.
- Nie, własna głupota.
- Jak ?
- Schody, coś ci to mówi ?
Nie odezwał się tylko spojrzał mi w oczy.
- Nie patrz tak na mnie - powiedziałam i odwróciłam wzrok.
- Dlaczego tu siedzisz ?
- Ee... bo wygodnie tutaj ?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Pff... mądry się znalazł.
- Coś tam jest ? - zpaytał jak by czytał mi w myślach.
- Nie - powiedziałam stanowczo.
- Na pewno ?
- Nie... dobra tam jest gryf... mały... - mówię z oczkami kotka ze shreka.
- Co prosze ? - powiedział z niedowierzaniem.
- To co słyszysz... - w tej chwili Dadamax wziął mnie na ręce i położył na łózku po czym mnie pocałował.
Odwzajemniałam to aż do momentu kiedy jego pocałunki stały się bardziej pewne. Nie wiem co mu odbiło... miał sprawdzić, czy to coś tam serio jest czy ja mam tylko zwidy.
- Nie .. - powiedziałam cicho i go odepchnęłam od siebie.
- No ale...
- Nie ... raz powiedziałam więcej nie będę - rzekłam. Spojrzał na moją nogę.
- Trzeba to opatrzyć - powiedział odbiegając od tematu.
- Nie, daj spokój. Do wesela się zagoi... - Dadamax się na mnie spojrzał znacząco.
- Nie gap się tak.
- Dlaczego ?
- Bo żadnego nie będzie ...

< Dadamax ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz