wtorek, 23 czerwca 2015

Od Izay'i CD Luny

Czułem się co najmniej dziwnie. Niby byłem przy kilku czarnorynkowych operacjach z racji tego, że mój znajomy był lekarzem z podziemia, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się nam, abyśmy musieli transportować pacjenta i to na własnych rękach. Noszenie kogokolwiek na rękach było nowością. Jednak co miałem zrobić? Zostawić ją tam? Nie, nie mogłem tego zrobić. Pffff! Jasne że mogłem! Nie chciałem. Ona… Może być przydatna. Poza tym ciekawie się na nią patrzy, a na ludzi do obserwowania jest jakiś lekki deficyt ostatnio. Przez te całe wewnętrzne rozmyślenia, o mało co nie leżelibyśmy zaraz na asfalcie, a wszystko przez tego cichego zabójcę, którym okazał się niezauważony przeze mnie krawężnik. Jednak jakoś udało się wymanewrować i uniknąć upadku. Ostatkiem sił doniosłem dziewczynę do dobrze zachowanego, małego domu jednorodzinnego. Tam położyłem ja na łóżku w sypialni, a sam usiadłem pod ścianą naprzeciwko. Odpoczniemy trochę oboje. Mam nadzieję, że Luna szybko się obudzi, a potem zobaczymy co dalej. A w tym czasie miałem chwilę, aby wrócić do mojej komórki, która właśnie w tym momencie wysunęła się z kieszeni kurtki. Zasięgu już nie było, ale powiadomienia rzecz jasna zostały. Ostatnie z dnia wybuchu, potem cisza. Sygnały od potencjalnych pracodawców i rodziny. Swoją drogą, ciekawe, czy udało im się przeżyć…

< Luna? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz