piątek, 5 czerwca 2015

Od Izay'i " Cel " Part 2 Koniec

Spróbowałem otworzyć oczy. Miałem wrażenie, że moje powieki rozrywającsię huknęły cicho.Podparłem się dłońmi przed sobą i podniosłem się do siadu. Moim oczom ukazało się istne pobojowisko.Niektóre ludzkie ciała wtopiły się w chodniki i ściany budynków, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie. W powietrzu unosił się mdlący zapach skrzepłej krwi, zmieszany z lekko słodkawą wonią spalonych zwłok. Wstałem chwiejnie, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że w dłoni nadal trzymam w dłoni nóż, a właściwie to co z niego zostało. Jednak ten cały post apokaliptyczny obraz nie przerażał mnie wcale. Do szału doprowadził mnie brak ciała pod drzwiami, obok których, jeszcze przed wybuchem widziałem mężczyznę, którego obrałem sobie za cel. Rzuciłem przed siebie nożem, klnąc gęsto pod nosem. Ku mojemu zdziwieniu ostrze zapłonęło w powietrzu. Niepewnie dotknąłem każdego z palców mojej dłoni.
 - Czyli nie żyję… - szepnąłem do siebie i rozejrzałem się w koło raz jeszcze.
 Tylko czemu pozostali wydają się żywi jakoś tak mniej niż ja..? Przeszedł mnie nieprzyjemny, zimny dreszcz, który zaraz stał się silniejszy, niczym rażenie prądem. Moje mięśnie zastygły w bezruchu, pod wpływem tak wysokiego napięcia, które serwowała mi postać stojąca na końcu ulicy. Raził mnie prądem z tak daleka i to jeszcze bez żadnego urządzenia, paralizatora, czegokolwiek?To przez ten wybuch nastąpiły jakieś mutacje? Skoro on tak potrafi to może… Zebrałem się w sobie, skupiłem się na moim przeciwniku. O dziwo, udało się! Nastąpiło spięcie. Odrzuciło nas kilka metrów w tył. Przerwa jednak nie trwała długo, oboje wstaliśmy w prawie tym samym momencie. Zaraz obok mnie mignęła kula ognia, która świsnęła niebezpiecznie blisko mojej głowy. Na moje szczęście udało mi się w ostatniej chwili lekko odchylić i oponentowi udało się ledwo lekko spalić końcówki moich włosów. Zbliżałem się do niego niebezpiecznie szybko. Im bliżej końca ulicy byłem, tym więcej ognistych pocisków zmierzało w moją stronę. Kule ognia zmuszały mnie to do coraz częstszych uników i spychały coraz bliżej ściany zrujnowanego budynku ciągnącego się wzdłuż ulicy. Machnąwszy ręką rzuciłem się na ścianę budynku z zamiarem późniejszego odbicia się od niej. Za sprawą tajemniczego, bardzo silnego podmuchu wiatru wybiło mnie trochę wyżej niż planowałem. Trochę… 8 metrów w górę. Czyli tak też potrafię. Miła niespodzianka! Odbiłem się od ściany, w morderczym pędzie sięgnąłem mężczyzny w którym momentalnie rozpoznałem swój cel. Wokół nas utworzył się mały krater. Kucnąłem obok powalonego oponenta z uśmiechem. Chwyciłem mocno jego głowę i zacząłem uderzać nią raz za razem o leżący obok niego głaz, dopóki ten nie zaczął ociekać jego krwią. Dla pewności walnąłem ją jeszcze parę razy, aż poczułem jak jego kości rozłupały mi się pod naporem mojej dłoni. Śmiejąc się głośno odrzuciłem jego zmasakrowane truchło w pobliże drzwi, na miejsce, gdzie powinno leżeć już od dłuższego czasu.

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz