Nachyliłem się bardziej nad taflą wody i zanurzyłem niepewnie dłoń w przyjemnie chłodnej cieczy. Nie byłem jednak taki pewien, czy nadawała się do kąpieli, a co dopiero do picia. Upewniał mnie w tym fakt, że dziewczyna nie wypływała przez dłuższy czas… Siedzenie dwadzieścia minut w przy tym jeziorku coraz bardziej mniej mi się podobało. Podniosłem się szybko z kolan, odczekałem jeszcze minutę lub dwie i ruszyłem powoli w kierunku wyjścia z jaskini.Jednak zatrzymałem się wpół kroku, kiedy przypomniałem sobie o rzeczach, które zostawiła po sobie Luna. Po bardzo krótkiej chwili wahania podniosłem z ziemi jej kurtkę, potrząsając nią przy tym. Na ziemię z wesołym brzdękiem krótkie ostrza bez rękojeści posypały się na ziemię. Zapewne przestraszyłbym się trochę, gdybym sam kiedyś nie nosił kilku kling , tak na wszelki wypadek. Przyjemna niespodzianka. Pozbierałemostrza z ziemi. Zabrałem też ze sobą też resztę rzeczy dziewczyny, raczej się już jej nie przydadzą, skoro nie żyje. A nawet jeśli, to przynajmniej zrobi się ciekawie. Po paru minutach przyspieszonego marszu stwierdziłem, że sztylety są zdecydowanie za ciężkie i za bardzo nie praktyczne, aby je ciągnąć dalej ze sobą, przynajmniej nie oba, więc schowałem gdzieś po drodze. Teraz z mniejszym balastem szło się o wiele lżej. Po drodze zupełnie przypadkowo spaliły się też spodnie i bluzka dziewczyny. Jej kurtkę przerzuciłem sobie przez ramię, w jej kieszeniach pełno było tych krótkich rękojeści, a teraz nie za bardzo miałem czas aby je wszystkie powyjmować. Nagle gdzieś w oddali usłyszałem przyspieszone kroki, które zaraz przeistoczyły się w bieg. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Chwyciłem mocno kurtkę Luny i wyciągnąłem zaciśniętą dłoń do tyłu. Nakrycie momentalnie zajęło się żywym ogniem. Trochę szkoda ostrzy, ale mam nadzieję, że było warto.
< Luna ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz