- Niech go diabeł zeżre, normalnie jest już kurwa trupem. - Spojrzałam na ziemie, w tym miejscu powinny leżeć moje rzeczy... A co najważniejsze, sztylety mojej matki. Zaczęłam biec w stronę wyjścia jaskini, musiałam go znaleźć za wszelką cenę. Jak tylko opuściłam mury groty przywitało mnie zimne powietrze, miałam to teraz w nosie. Dla mnie liczyły się te ostrza... Jeśli się nie znajdą to chyba rozniosę pozostałości ludzkiej rasy w cholerę. Podróż utrudniały mi kamyczki i inne ostre przedmioty, które wbijały mi się w stopy. Biegłam ile sił miałam w nogach, nie mógł odejść daleko... W oddali widziałam jak jakiś cień poruszał się między krzakami, przyspieszyłam kroku. Rozpoznałam tą sylwetkę. Izaya.
Normalnie puściły mi nerwy, użyłam ze swojej umiejętności Shunpo. Przeniosłam się za plecy chłopaka, dzieliło nas może pięć metrów. Skoczyłam prosto przed siebie, w tym czasie chłopak się odwrócił. Zderzyłam się z nim, przygwoździłam go do ziemie jak ofiarę demaciańskiej straży. Usiadłam na jego brzuchu uniemożliwiając mu ucieczkę.
- No to teraz się kuźwa spowiadaj... Co Ty sobie myślałeś ?! żeby brać moje rzeczy bez pozwolenia..! - Chwyciłam go za kołnierz. - Mów gdzie są moje sztylety... Jeśli zobaczę chociaż rysę na jednym z ostrzy... To nie wiem co Ci zrobię.
Izaya nie odpowiedział nic, patrzył się prosto w moje oczy. Siła chyba tutaj raczej nie pomoże... Puściłam go i nabrałam trochę powietrza.
- Powiedz mi, ale szczerze Co ci strzeliło do głowy, żeby brać moje ubrania oraz sztylety... - Zapytałam nieco spokojniej. - Jeśli sobie pomyślałeś, że umarłam trzeba było iść do wyjścia i zostawić wszystko tak jak było... - Zeszłam z niego. - Więc, bądź łaskaw i pokaż mi gdzie ukryłeś moje sztylety... Proszę...? - Zmieniłam się w przerośniętego wilka, nie miałam zamiaru stać przed nim w bieliźnie.
< Izaya ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz