Obudziłem się po kilku godzinach, ale niespieszno było mi otwierać oczy. Czułem jakby przyjemne ciepło siłą trzymało moje powieki. Miła odmiana, bo wieczorem było dość chłodno. Starałem się znowu zasnąć. Oddychając głęboko, wplotłem palce w miękką sierść.
…
SIERŚĆ?! Szybko otworzyłem oczy i odepchnąłem się od włochatego cosia, zaliczając nieprzyjemne spotkanie z betonową posadzką schronu. Najwyraźniej mój upadek zbudził zwierzę, które eównież zerwało się na równe nogi i odskoczyło do boku. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to Luna w swojej wilczej postaci, której tak bardzo nie znosiłem.
-Chciałaś, żebym zszedł na zawał?- wsparłem się na łokciach, po czym podniosłem się do siadu.
-Nie! W nocy było ci zimno, cały się trząsłeś. Chciałam cię trochę ogrzać, więc...
- Ciiiiii!- uciszyłem ją, podnosząc się z ziemi.
- Czemu na mnie cichasz? Dasz mi kiedykolwiek skoń…
- Nie- znowu przerwałem jej z uśmiechem- Posłuchaj.
Dziewczyna zastrzygła uszami i lekko przechyliła głowę.
- Nic nie słyszę.
- Właśnie!- pstryknąłem palcami.
Szybko piąłem się po drabinie w górę. Kiedy otworzyłem właz, do schronu wlało się światło słoneczne. Wiatr natomiast ucichł zupełnie.
-Chyba bezpiecznie. Możesz wyskakiwać- rzuciłem przez ramię i wyskoczyłem na powierzchnię.
< Luna ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz