Jego propozycja była dosyć ciekawa, zaczęłam się zastanawiać czy dobrze robię. Czas leciał, sekundy zamieniały się w minuty by potem przeistoczyć się w godziny. Księżyc widniał już wysoko na niebie, westchnęłam lekko. Zeskoczyłam zwinnie na ziemię, weszłam do domu chciałam się przespać. Ten dzień nie należał do lekkich, opadłam na sofę. Szybko odpłynęłam do krainy snów.
* Tydzień później *
Weszłam na teren małego miasta, zadowolona że w końcu coś zrobię. Zaczynałam się nudzić na swoim terenie, rozglądałam się uważnie, żeby czegoś nie przegapić. W sumie, Izaya mówił że sam mnie znajdzie... Więc po co mam się produkować na marne. Usiadłam sobie wygodnie na pniu drzewa, pochyliłam swoją posturę lekko do przodu. Miałam zamiar czekać na szanownego pacjenta, miałam też ze sobą sztylety, gdyby zaszły jakieś nieprzewidziane komplikacje.
Po 20 minutach zaczęłam się już nudzić, nigdzie go nie widziałam ani nie słyszałam. Musiałam sobie jakoś umilić czas. Wstałam na równe nogi, weszłam na pień drzewa moje dłonie były przygotowane. Zrobiłam wielkiego susa do przodu, wylądowałam na śniegu. Można to było uznać za wspinaczkę, zaczęłam skakać coraz wyżej, w końcu kilkanaście metrów przede mną ujrzałam znajomą sylwetkę. Ześlizgnęłam się z górki.
< Izaya ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz