Byłam na siebie zła za to niedopatrzenie, powróciłam do swojej normalnej postaci. Ominęłam przeszkodę szerokim łukiem, widziałam miasto znajdowało się ono dosłownie przed nami, było tak zniszczone że zaczynałam tracić nadzieję, że znajdziemy tam cokolwiek. Izaya miał rację nie wiadomo ile pożyjemy, westchnęłam lekko. Razem poszliśmy w kierunku jakiegoś sklepu, trudno było ocenić czy to serio jest jakieś centrum handlowe czy po prostu ogromny budynek mieszkalny. Wyciągnęłam swoje sztylety, postanowiłam wystawić się na pierwszy ogień. Powoli weszłam do budynku, wszystko było porozwalane. W niektórych miejscach walały się trupy, przywykłam do masakry na polu bitwy, ale to już była lekka przesada. Chciałam już iść dalej, jednak przypomniałam sobie o moim towarzyszu, który nie miał broni. Obróciłam się w jego stronę i podeszłam.
- Trzymaj. - Podałam mu jeden ze sztyletów. - Mam nadzieję, że będziesz umiał się tym posługiwać. Uważaj na niego, ta para należała do mojej matki. Jest dla mnie bardzo cenna.
< Izay'a ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz