poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Izay'i CD Luny

Mężczyzna rzucił się na Lunę w mgnieniu oka. Zacisnął mocniej długie, smukłe palce na dość sporych rozmiarów desce. Dziewczyna szybko przesunęła swoją lewą stopę i podniosła gardę. Sztylet wciął się w belkę do połowy, wyrzucając z niej kilkanaście drzazg. Na razie radziła sobie w walce, pozatym sama zdecydowała, że to ona tę walkę podejmie. Nie miałem zamiaru w to ingerować, nie nie chciałem brudzić spbie rąk, przynajmniej na razie. Powoli przesuwałem się w kerunku koszyka, który wypatrzyła pani JaZałatwięBrudnąRobotęATyStój. Mężczyzna był zajęty walką, nawet nie zerwał na mnie uwagi. Nic dziwnego, skoro na razie to on był na przegranej pozycji. Luna wyrwała mu mocnym szarpnięciem z dłoni deskę, jednak jej sztylet nadal był w niej uwięziony, a walka trwała. Nie miała czasu na wyciagnięcie go, bo przeciwnik przeszedł do walki wręcz. Musiała odbijać jego coraz to szybsze ciosy, które główne celowane były w jej twarz. Szkoda, że nie miała drugiego ostrza, które w tym momencie błyszczało mi przy pasie. Właściwie to mógłbym jej go rzucić albo jakoś podać. Mógłbym, ale tego nie zrobię. Jestem zbyt ciekawy jak ta walka dalej się potoczy, a moja ingerencja jednoznacznie przeważyłaby szalę zwycięstwa na stronę Luny. Niech się jeszcze trochę pomęczą, bo trochę mi doskwiera ostatnio brak rozrywki. Po drodze do koszyka minąłem leżący na podłodze scyzoryk. Podniosłem go delikatnie i ruszyłem dalej obracając ostrze w dłoniach. Mój składany nóż to to nie był, ale zważając na okoliczności teraz powinien wystarczyć, o ile wojowniczka się o niego nie upomni. Podskakując w rytm dźwięków uderzeń słyszalnych w tle, wreszcie zakończyłem moją podróż po koszyk.  Odchyliłem go delikatnie, żeby zajrzeć do środka. Woda, sporo wody. Przyda się. Na dnie było też kilka puszek, które jednak nie ucieszyły mego oka za bardzo. Nie wiem jak bardzo głodny musiałbym być, żeby... Wtedy usłyszałem dźwięk jakby tłuczonego szkła. Scyzoryk automatycznie otworzył mi sie w dłoni. Kiedy obejrzałem się za siebie zobaczyłem, że Luna leży w roztrzaskanych odłamkach lodowej ściany. Napastnik musiał uderzyć nią dość mocno, skoro rozpękła się na tyle kawałków. Agresor był chyba dumny z tego czego dokonał, zamiast zadać kolejny cios odszedł krok od dziewczyny i śmiał się w głos. Albo ma coś nie tak z psychiką albo jest po prstu głupi. Szybko ruszyłem w tamtym kierunku. Luna podnosiła się chwiejne, torche utrudniała jej to woda wypływająca z roztapaiającego się lodu. Może... Złapałem ją za kołnierz i szybko wchciagnąłem ją za kałuży, w ktorej nadal stał napastnik, ktory zataczał się ze śmiechu.
- Chciałeś zabłysnąć? Lepiej wypadłbyś, gdybyś ujebał się brokatem...- prąd o dość mocnym napięciu, przeskoczył z mojej dłoni wprost do kałuży. W powietrzu uniósł się smród palonych włosów, a napastnik po wielu zapewnię bolesnych skurczach mięśni padł martwy na posadzkę.
- W zasadzie to nawet ładnie błyszczał- skomentowałem nie zdając sobie sprawy, że nadal trzymam w garści kołnierz dziewczyny.

< Luna ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz