poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Victorii "Cel"

Zamieniłam się w tygrysa i ruszyłam biegiem przez wielką polane.Gdzie on może być ten cholerny drań? Pobiegłam w kierunku lasu. Było tam ciemno. Kiedy znalazłam się w lesie przemieniłam się w człowieka. Spojrzałam na łąkę na której niedawno byłam pojawiły się tam ludzie tego debila. Podbiegali do mnie a ja z gracją zabijałam ich bez problemu. Za długo uczyłam się walczyć żeby teraz przegrać z takimi stworzeniami jak te. Jeden z nich się odezwał. Miał ochrypły głos.
-Jeżeli mnie zabijesz nasz pan się dowie że ktoś jest na jego terenie wtedy cie zabije.-powiedział, zaśmiałam się.
-O to mi chodzi wyjdzie wtedy ze swojej kryjówki.-powiedziałam do niego i zabiłam go bez wahania. Kiedy jego ciało padło głowa powędrowała na kamienie. Poszłam po człowieka który zabił moich rodziców,który stworzył mnie taką jaką jestem teraz. Jestem niebezpieczna.


 C.D.N

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Luny CD Izay'i

Miałam ochotę przywalić chłopakowi, za tą chwilę nieuwagi. No ale cóż... w ogóle po co ja się denerwuję. Nóż, który miałam w drugiej dłoni, schowałam do kieszeni na udzie. Spojrzałam na swój bok, jeśli chodzi o zabandażowanie nawet nieźle sobie poradził. Zaczęłam powoli wstawać z łóżka, co nie było łatwym zadaniem. Najmniejszy ruch przyprawiał mnie o ból.
- Wiesz co, może nie powinnaś się za bardzo ruszać. - Izaya przekręcił lekko głowę.
- Wiem, wiem... Chcę tylko rozejrzeć się po domu, potem pomyślimy co zrobimy dalej. - Wstałam delikatnie z łóżka, robiłam małe kroki. Nie było nawet, aż tak źle sowim żółwim tempem przeszłam do salonu, gdzie na ścianie wisiało jakieś zdjęcie. Zaciekawiona podeszłam bliżej, jednak to co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania. Widziałam syna króla demaci, momentalnie wpadłam w złość. Wyjęłam nóż, który był w kieszeni na udzie i rzuciłam nim przed siebie. Ostrze trafiło precyzyjnie w głowę chłopaka... Szkoda, że to było tylko zdjęcie.


< Izaya ? > 

Od Cher CD Christian'a

Chłopak szedł ze mną. W prawdzie nie wiem po co. Nie odzywaliśmy się do siebie
-Po co ze mną idziesz?-wreszcie zapytałam.
-Bo inaczej nie trafisz do domu.
-Ja nie trafię?-zaśmiałam się.
-Zawsze dawałam sobie rady sama.
-Taak? To w którą stronę teraz?-zapytał gdy stanęliśmy na rozstaju dróg. 
-Yyy...W lewo-odpowiedziałam. Strzeliłam.. Nie miałam pojęcia gdzie iść.
-I tu jesteś w błędzie. W prawo-uśmiechnął się. Postawił na swoim. Szedł ze mną. Całą drogę przeszliśmy w milczeniu. 
-Nie boisz się tu mieszkać?-zapytał gdy doszliśmy.
-Czego mam się bać?
-To zaraz się zawali.
-Mieszkałam tu całe życie. Było dobrze-odpowiedziałam zamykając mu przed nosem drzwi. Chłopak je jednak otworzył.
-A może jakieś dziękuję? Gdyby nie ja nie trafiłabyś tutaj.
-Taaa...Dzięki-odparłam.
<Christian?>

Od Izay'i CD Luny

- Sam chciałbym wiedzieć gdzie jesteśmy- podniosłem wzrok znad ekranu- Chyba najlepszą i najbardziej trafną odpowiedzią na to pytanie będzie: znajdujemy się w czyimś domu- lekko zdezorientowana dziewczyna pokiwała głową- A do tego co się stało... Straciłaś pamięć?
- Nie... Chyba nie. Trochę mnie zamroczyło- odpowiedziała i wsparła głowę na swojej dłoni.
- To więc w szybkim skrócie. Trzymam cię, po chwili już cię nie trzymam, wpadasz do wody, zapewne wbijasz sobie sztylet w bok, nagle pojawia się bardzo dużo krwi, ale spokojnie, trochę powalczyłem z twoją raną i chyba już tak nie przecieka- wyrecytowałem jednych tchem.
Dziewczyna zmieszała się. Wpatrywała się przez moment w jeden punkt na ścianie. Chyba analizowała fakty, albo zaczęła sobie przypominać jakieś szczegóły.

< Luna ? >

środa, 24 czerwca 2015

Od Christiana CD Cheryl

Wędrowałem po okolicy i zastanawiałem się ile terenu jeszcze mi zostało. Zacząłem biec i nagle w coś przywaliłem.
- Uważaj jak chodzisz tępa pało! Od czegoś masz mózg ! - warknęła dziewczyna, która aktualnie znajdowała się na ziemi.
- Przepraszam ... Nazywam się Christian...Jak ci na imię ? - zapytałem pomagając dziewczynie wstać.
- Cheryl - wysyczała.
Popatrzyłem na dziewczyne, była wkurzona. Ups. Tak wiem moja wina ale no ona też szła jak święta krowa...
- Nie wściekaj się tak, bo ci żyłka pęknie -uśmiechnąłem się głupio.
- Ciekawe komu pierwszemu pęknie...
- Nie mi... - rozglądałem się chwile gdzie jest ta druga dziewczyna ale jej nie widziałem... najwidoczniej poszła sobie.
- Chyba twoja znajoma nas zostawiła - wyszczerzyłem się.
Dziewczyna na zmierzyła mnie wzrokiem.
- Co ?
- Nic.
- Niezłe tatuaże - powiedziałem.
- Dziękuję.
- Gdzie wędrujesz ? - zmieniłem temat.
- Akurat szłam do domu ale wlazłam na jakiegoś palanta.
- Dzięki... w ogóle wiesz gdzie masz dom ? - zaśmiałem się.
- Ee, tak za tą górą... chyba.
- Taki co ledwo co stoi ? Całkowita ruina ? - ta tylko skinęła głową.
- To na lewo a nie za górą - wywróciłem oczami.
Szliśmy razem w milczeniu. Nie miałem co ze sobą zrobić więc postanowiłem ją odprowadzić.

< Cheryl ? > Sorki, że krótkie ale rozkręcić się muszę. ;-;

Od Dadamax'a CD Nastii

Jak by tu ją nazwać..Pomyślałem.
-Wiem.Nazwę ją Kina
-Kina?-Zdziwiła się Nastia.
-Tak.Cieszysz się Kina ?-Zapytałem pieska a ten skakał z radości.
-Jak myślisz polubią się z Setem ?-Zapytała.
-Na pewno.Pacz jak się słodko bawią.
Po chwili nastała noc.Położyliśmy się do łóżka z Nastią i zasnęliśmy wtuleni do siebie.Gdy wybiła północ obudziłem się.Nie wiedziałem czemu.Zszedłem na dół.Siadłem w kuchni i myślałem.Spojrzałem na kalendarz.Właśnie dzisiaj był 24 czerwca.
Siedziałem i myślałem czemu ta data coś mi przypomina.Nie spałem całą noc.Tylko myślałem o tym aż do rana.
W końcu wiedziałem o co chodzi i powiedziałem sam do siebie na głos.
-No tak.Moje urodziny.
Wtedy szybko zamknąłem buzie żeby Nastia nie słyszała.Nie wiem czy słyszała czy nie.Minęło z 30 minut a do kuchni weszła Nastia.Nie zdążyła nic powiedzieć bo od razu wziąłem ją za talie i dałem ją na kolana.Spojrzałem jej w oczy i namiętnie pocałowałem.

<Nastia?>^^

Od Cheryl CD Nastii Do Christiana

Byłam zaciekawiona. Ile jeszcze osób przeżyło? Czy wszyscy mają takie umiejętności? Co jeszcze mnie tu spotka... Dziewczyna przerwała moje zamyślenia
-Nad czym tak myślisz?-zapytała.
-Ja... Ja nad niczym...
-Ładne tatuaże-wskazała głową na moje ręce. Ona też je miała. Tylko mniej.
-Dziękuję...Twoje też są ładne...-odparłam wpatrując się w taflę wody.
-Ile masz lat?-zapytała znowu dziewczyna.
-19-odparłam.
-Jesteś w moim wieku. Będziesz tu tak siedziała?
-Nie...Tak szczerze to nie wiem jak wrócić do mojego domu...
-Gdzie mieszkasz?
-W takiej ruderze...Stary zawalający się dom.
-Chyba widziałam to miejsce-odpowiedziała-Chodź ze mną.
-Dobrze-odparłam. Po dziesięciu minutach marszu na naszej drodze pojawił się troll.
-Co to jest?!-zapytałam.
-To troll. Trzeba go zabić-odpowiedziała. Zanim zdążyła chwycić sztylet strzała już wbiła się potworowi w serce. Padł martwy. -Dobrze władasz łukiem.
-Dziękuję ci-rzekłam. Szłyśmy dalej. Po drodze wpadłam na jakiegoś chłopaka. Znaczy... Bardziej on wpadł na mnie. Upadła
-Uważaj jak chodzisz tępa pało! Od czegoś ma mózg!-warknęłam.
-Przepraszam... Nazywam się Christian...Jak ci na imię?-zapytał pomagając mi wstać.
-Cheryl...-wysyczałam.

<Christian?>

Od Nastii CD Cheryl

Wyszłam się przejść. Stwierdziłam, że to może dobrze mi zrobi. Pamiętam okolice ale nie jest już identyczna. Można się zgubić. Zamieniłam się w tygrysa i pobiegłam na plaże. Tak ona dobrze mi zrobi i tak nie mam nic do roboty lepszego więc mogę kimnąć się na plaży. Połowa drogi minęła spokojnie ale już druga nie...
Stanęłam na przeciw goblinom. Cholera dlaczego mam takiego pecha ?! Powróciłam do formy człowieka i czekałam tylko kiedy to stado na mnie ruszy.
W pewnej chwili ziemia się wręcz zatrzęsła.
Zaczął się armagedon. Golemy, Gobliny, Trole, Orkowie, Cyklopi, Gryfy, Smoki, Wiwerny, Strzygi, Mantykora, Chimera te wszystkie stwory zaczęły biec w moją stronę. W tej chwili chciałam zapaść się pod ziemie. Zamieniam się w psa i wchodzę pod jakieś powalone drzewo. Oby nic mnie nie zdeptało... Ale dlaczego one uciekają ? Wychylam głowę i od razu tego żałuje, golem prawie mnie zdeptał. Hałas, wielki i przeraźliwy. Znowu wystawiam głowę u co widzę ? Hydra... o cholera... widzę jak Nicość leci za smokami i po chwili je pożera... flaki jednego ze smoków spadają z wielką prędkością na ziemie. W pewnym momencie jestem cała we krwi. Nawet jeśli siedzę pod tym drzewem... kiedy wszystko jest już okey wychodzę i zamieniam się w człowieka. Wywracam oczami i idę na plaże. Gdy tam dochodzę widzę kogoś w oddali. Czyli ja i Dadamax nie jesteśmy sami... Schylam się i podchodzę powoli do postaci. To jest dziewczyna ale nie wiem jaka jest więc w mojej prawej dłoni tworzy się czarny sztylet.
  Podchodzę jeszcze kawałek.
- Kim jesteś ? - mówię i przykładam jej sztylet do gardła.
- Człowiekiem... - w tej chwili dziewczyna łapie mnie za rękę i stara się mnie oparzyć.
- Chyba to ci nie wyjdzie... - w tej chwili moja ręka zaczyna płonąć. Dziewczyna odskakuje na bok.
- Kim ty jesteś ? - pyta zaciekawiona.
- Jestem Nastia... - mówię cicho.
- Ja Cheryl...
< Cheryl ? >

Od Luny CD Izay'i

Nie wiedziałam co się dzieje, strasznie bolał mnie bok. Chciałam otworzyć oczy, jednak nie mogłam. Zimny dreszcz przebiegł mnie po plecach, nagle poczułam czyjeś ręce na swojej szyi. Nieznana mi osoba, zaczęła mnie dusić. Zaczęłam się szarpać jak tylko mogłam, słyszałam w oddali jakieś głosy. Rozpaczliwie próbowałam się  wsłuchać.
- Niech... żyje... demacia... - Te słowa, sprawiły, że zaczęłam drżeć. Mimowolnie krzyknęłam, czułam jak moja ręką wędruje do uda. Tam miałam zapasowe noże, w małej torebce. Podniosłam się gwałtownie, zostałam wyrwana z transu... te dziwne ręce zniknęły. Otworzyłam powoli oczy, obraz był lekko rozmazany. Jednak po dłuższej chwili, rozpoznałam Izaya. Zaczęłam oddychać wolniej, wszystko też docierało do mojej głowy, z tego lekkim opóźnieniem.
- Gdzie ja jestem... - Zapytałam strasznie cicho. - Co się stało...

< Izaya? >

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Izay'i CD Luny

Czułem się co najmniej dziwnie. Niby byłem przy kilku czarnorynkowych operacjach z racji tego, że mój znajomy był lekarzem z podziemia, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się nam, abyśmy musieli transportować pacjenta i to na własnych rękach. Noszenie kogokolwiek na rękach było nowością. Jednak co miałem zrobić? Zostawić ją tam? Nie, nie mogłem tego zrobić. Pffff! Jasne że mogłem! Nie chciałem. Ona… Może być przydatna. Poza tym ciekawie się na nią patrzy, a na ludzi do obserwowania jest jakiś lekki deficyt ostatnio. Przez te całe wewnętrzne rozmyślenia, o mało co nie leżelibyśmy zaraz na asfalcie, a wszystko przez tego cichego zabójcę, którym okazał się niezauważony przeze mnie krawężnik. Jednak jakoś udało się wymanewrować i uniknąć upadku. Ostatkiem sił doniosłem dziewczynę do dobrze zachowanego, małego domu jednorodzinnego. Tam położyłem ja na łóżku w sypialni, a sam usiadłem pod ścianą naprzeciwko. Odpoczniemy trochę oboje. Mam nadzieję, że Luna szybko się obudzi, a potem zobaczymy co dalej. A w tym czasie miałem chwilę, aby wrócić do mojej komórki, która właśnie w tym momencie wysunęła się z kieszeni kurtki. Zasięgu już nie było, ale powiadomienia rzecz jasna zostały. Ostatnie z dnia wybuchu, potem cisza. Sygnały od potencjalnych pracodawców i rodziny. Swoją drogą, ciekawe, czy udało im się przeżyć…

< Luna? >

Od Christiana "CEL" #1 - END

Otworzyłem oczy i wziąłem głęboki wdech, po chwili zacząłem kaszleć. Zauważyłem, je jakiś kamień przygniata mi nogę. Po kilku minutach męczenia się z głazem wstałem. Świat zaczął wirować. Zrobiłem krok w tył aby utrzymać równowagę. Pomrugałem kilka razy aby przyzwyczaić oczy do światła. Gdzie są wszyscy ? Gdzie matka i ojciec ? Gdzie Eliot ?
- Skurwielu, gdzie jesteś ?! - cisza, nic. Zero odzewu. Nikogo tu nie ma... po tym wszystkim jestem sam ? Zadaje sobie jeszcze wiele pytań na, które jest kilka odpowiedzi. Potrząsam głową i zastanawiam się co teraz zrobić. Zamykam oczy i bezwładnie opadam na ziemię. Budzę się gdy gobliny ciągną mnie za ubranie. Nawet nie wiem gdzie jestem. Nieopodal widzę chatkę. Dość gustowna ale czy coś w środku jest coś co nadaje się na przetrwanie ?
Zaczynam się wyrywać i szarpać. Nie man ochoty być zjedzonym albo wyruchanym. Nie ma mowy.
Wyciągam sztylet zza paska i atakuje nie przyjaciół.
- Spierdalać... - mówię przez zaciśnięte zęby. Powalam każdego ale zapominam o bolącej nodze. Głupi kamlot... jednak zostałem uszkodzony.
Po tym wszystkim staram się dojść do domu, który wydawał mi się bardzo interesujący.
W połowie drogi upadłem. Gdy podniosłem głowe zobaczyłem zarys człowieka, któty był w chatce. Cholera... myślałem, że jest pusta.
Wstaje i nie poddaje się. Dochodze do drzwi domu i wyciągam sztylet. Uchylam lekko drzwi i się rozglądam. Całkiem szykowna chatka, nie ma co...
Patrze na nogę. Krwawie, kurwa dlaczego mam takiego pecha ?
Po chwili oriętuje się, że ta ciemna postać stoi przede mną, jest odwrucona plecami. To dobra okazaja. Przyłożyłem sztylet do gardła człowieka.
- Puszczaj idioto ! - znajomy głos, strasznie znajomy.
- Kim jesteś i czego tu szukasz ? - warczę.
- Stałeś się tak tępy, że mnie nie poznajesz albi nadal jesteś tak samo głupi.
- Eliot... - mówię przez zaciśnięte zęby.
- A kogo się spodziewałeś ? Wróżki zębuszki ? - zakpił.
- Zamknij morde ! - syknąłem.
- A co masz jakiś problem tępa pało ?! - w tej chwili Eliot się odwrócił.
- Tak mam, jeszcze coś ?! - wbiłem mu sztylet między żebra po czym wyciągnąłem go i wbiłem po drugiej stronie.
- Za .. co .. to - jęczy.
- Za traktowanie mnie jak szmate... nie jesteś królem czy paniczem ... nie będę ci się kłaniał.
- Idź sobie... wynoś się... jak przeżyjesz to szkoda a jak nie to uczta dla wilków chyba,, że cię nie tkną.
Eliot uciekł w popłochu. Nie chciał najwidoczniej zadzierać ze mną.
Bum !
Jakaś postać pojawiła się przede mną.
- Zostajesz czy idziesz ?
Postać zapytała tak szybko, że praktycznie nie wiem co mówiła.
- Co ?
- Zostajesz czy idziesz ?
- Zostaje - mówię stanowczo choć nie wiem co się właściwie stało.
Cofam się tak jakby nic się przed sekundom nie stało. Noga zaczyna mnie boleć jak cholera. Idę do kuchni, brak leków i innych niezbędnych rzeczy. Łazienka, tam coś może jeszcze być. Idę tam szybko i odkrywam nie tkniętą apteczke. Jestem uratowany. Opatrzyłem sobie rane i poszedłem spać.

Od Cheryl "Cel" Part 2 (Koniec celu) do Nastii

Pobiegłam przed siebie. Obok mnie ciągle znajdowały się trupy. Ten widok był straszny. Biegłam i biegłam...Dopiero po 3 godzinach biegu uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem gdzie biegnę. Wszystko było inne... Mijał dzień za dniem. Nie wiedziałam co robić. Szłam cały czas przed siebie. Głodna, zmęczona i spragniona. Wreszcie stał się cud. Przed moimi oczami ukazał się stary, walący się budynek. Mój dom. Podbiegłam ucieszona. Lekko nacisnęłam klamkę. Drzwi otworzyły się. Poczułam smród. Wypędziłam pająki i inne owady. Poszłam na pierwsze piętro. Uchyliłam drzwi do mojego pokoju. Ze ścian zrywał się tynk. Okno było wybite. Miałam tylko "łóżko". Usiadłam na nim. Nagle naszła mnie straszna ochota wejścia do pokoju brata. Nie wchodziłam tam od czasu jego śmierci. Po woli nacisnęłam klamkę. Jego pokój był w podobnym stanie co mój. Łzy napłynęły mi do oczu. Przeglądnęłam jego płyty... Leżały tam "Megadeth", "Metallica", "Iron Maiden"... Na stoliku jednak zauważyłam coś dziwnego. Była to karteczka. Podniosłam ją. Z trudem coś odczytałam...Ale jednak odczytałam. Była to groźba i adres... Adres zabójców mojego brata. W mgnieniu oka zbiegłam na dół. Chwyciłam noże. Ruszyłam przed siebie pędem. Po godzinie dobiegłam do danego miejsca. Słyszałam śmiech."Jednak ktoś przeżył"-pomyślałam. Weszłam do ich rudery. Skradałam się cicho. Nie zauważyli mnie. Było ich dwóch. Czekałam na idealny moment. W pewnej chwili odwrócili się. W mgnieniu oka noże zastygł w ich serach. Osunęli się na ziemię. Po tym nastała ciemność. Poczułam czyjąś obecność. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nagle przede mną pojawiła się postać bez twarzy
-Cheryl...Musisz wybrać...-powiedział.
-Ale..Co?
-Albo zostajesz na Ziemi albo idziesz ze mną..Do miejsca gdzie zostaniesz na zawsze...Gdzie będzie twój brat....
-Ja..Ja wybieram Ziemię-odpowiedziałam. W sekundzie byłam znowu w miejscu gdzie zabiłam tych łotrów. Wyszłam z tego domu. Biegłam przed siebie. W pewnej chwili byłam już wycieńczona. Usiadłam nad brzegiem morza. Ktoś był za mną...

<Nastia?>

Nowa osoba

Powitajmy na blogu nową osobę.

Przywitajmy nową członkinie Alice Steel


http://static.tumblr.com/70b2ba109d399b40f9e856446f0cb19c/xsiuy49/TKrnissw2/tumblr_static_d6hyn94o648wooc0ccsc800o4.jpg

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Od Luny CD Izay'i

Przez kilka chwil nie wiedziałam, gdzie ja w ogóle  jestem. Czułam tylko ból, który wypełniał moje ciało. Ośmieliłam się unieść lekko powieki, co nie było łatwym zadaniem. Wszystko wokół wydawało się rozmazane, widziałam też postać która stała gdzieś obok mnie. W powietrzu unosił się zapach krwi, miałam wrażenie że zaraz zemdleje. Spojrzałam w innym kierunku, a tak właściwie na osobę która cały czas przy mnie stała. Wpatrywałam się w nią dłuższy czas, dopiero wtedy dotarło do mnie, że to Izaya. Prawdę mówiąc chciałam mu sprzedać kopniaka, oraz opierdzielić za ten wypadek. No, ale darowałam sobie. Chłopak spojrzał na mnie i się uśmiechnął, nie wiedziałam żadnego powodu, żeby być radosnym w takiej sytuacji. Szybkim ruchem zgarnął sztylety i zarzucił sobie na plecy, myślałam że znowu chce je mi zabrać. Jednak Izaya wziął mnie na ręce, lekko mnie to zdziwiło, ale resztką sił oplotłam delikatnie ręce wokół jego szyi. Znowu to przyjemne ciepło, pochodzące od drugiego człowieka. Chciałam je zatrzymać na trochę dłużej, wtuliłam się w niego mocniej. Miała wrażenie, że zasypiam.

< Izaya? >

OD Izay'i CD Luny

Z transu wyrwał mnie unoszący się w powietrzu dobrze mi znany zapach krwi. Telefon momentalnie powędrował do kieszeni kurtki. Kiedy tylko podniosłem wzrok, zobaczyłemLunę ponownie w swojej rybiej postaci. Krew wypływająca z jej boku rozpływała się po basenowych płytkach, a utworzona przez nią szkarłatna ścieżka sięgała prowadziła w kierunku wody. Z takiej odległości widziałem już że to spora rana, więc nawet bez podchodzeniado dziewczyny, przeskoczyłem przez basen i ruszyłem w kierunku pierwszych lepszych drzwi. Przecież to basen publiczny, gdzieś musi być jakaś apteczka. I była. Szkoda, ze praktycznie splądrowana. Ale widocznie komuś się spieszyło, bo wokół pełno było stłuczonych butelek i drobiazgów. Wśród nich na szczęście znalazł się jeden opatrunek i na pół zbita butelka ze środkiem odkażającym, którego zostało trochę w dolnej części fiolki. Bez zbędnego rozmyślania, zgarnąłem wszystkie medykamenty i wróciłem do rannej.Przydałoby się załatwić coś co można by było przyłożyć bezpośrednio do rany. Rozpiąłem kurtkę i szybkim ruchem urwałem długi rękaw bluzki, która była pod spodem. Wylałem trochę środka odkażającego bezpośrednio na ranę, reszta wsiąkła w oddzielony przed chwilą kawałek bluzki, który równie szybko znalazł się przy ranie. Luna drgnęła lekko. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak cholernie musi ją to boleć. Żeby chociaż spróbować trochę uśmierzyć jej cierpienie, postarałem się stworzyć w jej umyśle, możliwie jak najprzyjemniejsze iluzje. I tak wyglądała na ledwo świadomą, miałem nadzieję, że teraz odleci całkowicie, chyba nawet się udało. Teraz mogłem zabandażować ranę tak, aby materiał, który miał pochłaniać krew, nie zmieniał swojego położenia . Po paru minutach chyba wszystko było na swoim miejscu, ale nie sądzę, że prowizoryczny opatrunek wytrzyma długo. Odsunąłem się trochę od Luny. Spojrzałem na swoje dłonie, były całe we krwi dziewczyny…

< Luna ? >

Nowa osoba

Powitajmy na blogu Christiana Grey'a

Od Luny CD Izay'i

Tego się nie spodziewałam, obróciłam się w powietrzu. Niestety nie skończyło się to dla mnie dobrze, wbiłam sobie sztylet w ciało. Ostrze zagłębiło się, aż do samego końca. Ból był nie do opisania, jeszcze ten ogon syreny który pojawił się po krótkim czasie. Woda wokół mnie zaczęła przybierać nowy kolor, nie mogłam się dobrze ruszyć bo ostrze latało w każde strony. Spięłam jednak mięśnie i zaczęłam machać tym parszywym ogonem.  Płynęłam w górę, każdy ruch przyprawiał mnie o nową falę bólu, który rozlewał się po moim ciele. Wystawiłam swoją głowę ponad powierzchnię, znajdywałam się po drugiej stronie basenu. Wystawiłam ręce do przodu żeby się jakoś podciągnąć, jednak nie było to łatwe. Drugi sztylet, który trzymałam cały czas w dloni utrudniał sprawę. Po wielu próbach udało mi się wdrapać na kafelki, uniosłam się lekko na łokciu. Traciłam dużo krwi, noż wbił się we mnie jak masło. Złapałam go wolną dłonią, policzyłam do trzech. Pociągnęłam z całej siły, miałam wrażenie że zaraz zacznę krzyczeć. Krew oblepiała moje ostrze, od tego widoku zaczęło mi się kręcić w głowie. Oparłam się plecami o ścianę, przymknęłam oczy.

< Izaya ? >

Od Izay'i CD Luny

- Czy w grę wchodzi przedyskutowanie oferty świadczonej przez twoją umowę?- zapytałem unosząc do góry jedną rękę, teraz już tylko jedna trzymała dziewczynę.
- Em... Nie sądzę?
- Jesteś pewna?- uścisk drugiej dłoni też lekko zelżał.
Luna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale coś skutecznie odwróciło moją uwagę. Wibracje w prawej kieszeni spodni. Nie możliwe! Nagły impuls sprawił, że puściłem dziewczynę całkowicie, a nawet odepchnąłem ją lekko od siebie odskakujac tym samym do tyłu. Rozległ się chlupot wody, która rozprysknęła się z takim rozmachem, że sięgnęła nawet mnie. Wyciągnąłem drżącą dłonią telefon. Na ekranie blokady wyświetlały się powiadomienia, o próbach dodzwonienia się na mój numer, a także o nieodebranych powiadomieniach i niedostępnych SMSach. Niewiadomo skąd nagle pojawił się nikły, słaby zasięg, którego nie uświadczyłem od poczatku tej masakry. W tle słyszałem głos dziewczyny, może nawet krzyki, jednak jaj słowa rozlewały mi się w uszach. Stałem jak zahipnotyzowany.

< Luna? >

Od Luny CD Izay'i

Poczułam się niezręcznie, nie mogłam się jednak ruszyć. W dłoniach miałam sztylety, więc mogłam mu coś niechcący zrobić. Czekałam na jego ruch, jednak ten nie zmieniał swojej pozycji. Ta sytuacja była dziwna, chciałam się jak najszybciej wyrwać. Bliski kontakt z innym człowiekiem był dla mnie czymś nowym... Nigdy tego nie doświadczyłam, od małego byłam szkolona w sztukach walki. W sumie to było nawet przyjemne, mogłam się wsłuchać w bicie jego serca. Zapadła dziwna cisza, musiałam ją jakoś przerwać.
- Możesz mnie już puścić. - Ocuciłam się z tego dziwnego transu. - Musimy znaleźć tą pompę. - Zaczęłam się wyrywać.
- Jesteś tego pewna...? Jeśli tak chcesz to proszę bardzo... Wpadniesz do wody... - Poczułam jak ramiona chłopaka się rozluźniają.
Ponownie się zachwiałam, nie miałam ochoty wpadać do tego basenu. Wykonałam szybki ruch, objęłam go ramionami. Można powiedzieć, że się do niego przytuliłam, dzięki temu zapobiegłam wpadnięciu do wody.
- Dobra... A teraz powoli możemy się wycofać, żebym tam nie wpadła... A potem poszukamy sprzętu... Pasuje Ci taki układ...?

< Izaya ? >

Od Izay'i CD Luny

- Oh nawet sobie nie wyobrażasz, jak teraz marzy mi się ciebie puścić- na moje szczęście dziewczyna poślizgnęła się tak niefortunnie, że ledwo dotykała stopami brzegu basenu i bez mojej pomocy nijak nie mogła podciągnąć się tak, żeby odzyskać równowagę- Ale spokojnie, nie zrobię tego bo jakoś mi się nie widzi ciągniecie cię z powrotem do domu z tym ogonem. A szkoda... Wyobraź sobie, że musiałabyś teraz pływać w tej stęchłej, mętnej wodzie i to jeszcze z tym rozkładającym się zwłokiem. Bardzo żywe towarzystwo.
- Nie zrobiłbyś tego.
- Założymy się, Wróżko?
- Co? Wróżko?- zaśmiała się cicho.
- Uhum. Sądząc po tym jak często zmieniasz postać, to jesteś czarownicą, nie? Ale trochę wyglądem odbiegasz od mojego zarysu standardowej wiedźmy, więc... Wróżka!- pociągnąłem ją do tyłu, dziewczyna chcąc nie chcąc wpadła na mnie i miała mało dróg ucieczki.

< Luna ? >

Od Luny CD Izay'i

- Oh, więc tak chcesz się bawić... - Zaśmiałam się cicho, ja w przeciwieństwie do niego, zeszłam po schodach jak normalny człowiek. Bez żadnych akrobacji czy innych skoków ekstremalnych. Wyszłam z budynku skierowałam się w stronę basenu, nigdzie jednak nie widziałam Izaya. Westchnęłam, on zawsze musi się pobawić. Swoim zachowaniem przypominał małe dziecko, albo kapryśnego nastolatka. - Jeśli chcesz mnie wystraszyć wyskakując nagle zza jakiegoś drzewa, to ostrzegam Cię że to jest już przereklamowane... - Krzyknęłam.
Nie otrzymałam jednak żadnej odpowiedzi, rozejrzałam się dookoła. Jednak żadna lokacja nie wskazywała na to, że chłopak gdzieś się ukrył. Wzruszyłam lekko ramionami i wyruszyłam sama, po drodze uważałam na to żeby jakiś zmutowany potwór, czy też psychopata z piłą mechaniczną mnie nie zaatakował. Miejsce było nawet ładne... Tylko gdyby nie te zniszczone i powalone drzewa... Spojrzałam przed siebie, w oddali był już widoczny dach budynku. Przyspieszyłam kroku, chciałam jak najszybciej zakończyć to zadanie.
Jak tylko doszłam do budynku bez wahania otworzyłam drzwi, weszłam do środka gdzie zaczęłam się rozglądać za pompą do wody. Wszędzie był ogromny bałagan, jedyne co mnie zdziwiło to to, e w basenie była jeszcze woda... A co najgorsze... W niej jakieś ciało... Zaciekawiona podeszłam bliżej, wyjęłam sztylety żeby w razie czego zaatakować. Nachyliłam się nad wodą, przypominał mi on trochę mężczyznę. Pokręciłam przecząco głową, obróciłam się delikatnie. Doznałam szoku, ktoś stał przede mną. Krzyknęłam mimowolnie, zrobiłam krok do tyłu. Natrafiłam na krawędź basenu, straciłam równowagę. Przechyliłam się do tyłu, jednak ten ktoś złapał mnie za bluzkę. Dopiero wtedy zorientowałam się że był to Izaya.

< Izaya ? >

Od Izay'i CD Luny

-Nie wiem… Coś mi się nie wydaje, że to się uda. Ale nie ma nic do stracenia, a nie chce mi się tutaj siedzieć.
 Złapałem się schodowej barierki i podciągnąłem się. Po szybkim oczyszczeniu spodni z kurzu, zarzuciłem kaptur na głowę. Rzuciłem spod niego okiem na dziewczynę, która ponownie była już w swojej ludzkiej postaci. Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko, a ona najwyraźniej zwróciła na to uwagę.
 - Co cię tak bawi?- jej kąciki ust też lekko się uniosły.
 - Właśnie zdałem sobie sprawę, jaką okazję zmarnowałem. Żebym cię wtedy nie wyciągnął z tamtego pokoju i dodatkowo poraził cię prądem na tyle mocno, żeby ci się ten ogon usmażył… Ahh wyobraź to sobie! Miałbym jedzenia na cały tydzień, a tak to tylko…- nie zdążyłem dokończyć, bo musiałem nagle odchylić się do tyłu, aby uniknąć ciosu w twarz, wymierzonego przez Lunę.
 Przylgnąłem plecami do barierki, śmiejąc się pod nosem. Przeskoczyłem na drugą stronę balustrady i znalazłem się tym samym na półpiętrze.
 -Czekam na dole!- rzuciłem za siebie, zeskakując po jednym stopniu, a mój śmiech nadal niósł się po korytarzu.

< Luna ? >

Od Luny CD Izay'i

- Aż tak ciężka jestem... - Spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Wiesz, przeciągnięcie 60 kg ryby nie jest łatwe... - Przymknął oczy, jednak widziałam że w kącikach jego ust gościł uśmiech.
- Masz takiego farta, że nie mogę się ruszać... - Zgromiłam go wzrokiem.
- Wybacz, ale jakoś się Ciebie nie boję. - Oparł się plecami o ścianę. - A co do tego Twojego planu... Co chcesz teraz zrobić... - Spytał mnie.
- Trzeba będzie wypompować wodę z mieszkań, a żeby to zrobić musisz mieć sprzęt. I tu jest cała magia, jak szłam do Ciebie w odwiedziny niedaleko był jakiś zamknięty basen. Możliwe, że jest tam sprzęt, którego potrzebujemy. A te ścierki są tylko do zebrania wody ze ścian i mebli.
- Hmm... Ciekawe, ciekawe czy twój plan się uda. - Spojrzał na mnie.
- Powinien, wszystko jest dokładnie przemyślane. - Skierowałam swój wzrok na ogon, nawet ładnie błyszczał. Uniosłam lekko płetwę ogonową i uderzyłam w ziemię, po klatce rozbiegł się charakterystyczny dźwięk.
Siedzieliśmy w ciszy, chyba upłynęło jakieś 30 minut. W końcu coś zaczęło się dziać, odzyskałam swoje nogi. Odetchnęłam z ulgą.
- Teraz możemy ruszać, idziesz czy zostajesz. - Zapytałam chłopaka.

< Izaya ? >

Od Izay'i CD Luny

-Ok. Może wyrzucę cię przez okno? Jak myślisz, woda zdążyłaby zamarznąć zanim dotknęłabyś ziemi?- przyłożyłem palec do ust.
 - To chyba trochę fizycznie nie możliwe, nie sądzisz?- zmarszczyła brwi.
 - Właściwie… No nie, ale było by nawet zabawnie.
 - Mógłbyś skończyć swoje rozważania i mnie stąd wyciągnąć, proszę?- spytała już trochę zniecierpliwiona.
 -Czemu chcesz mi znowu zepsuć zabawę?- wyraźnie posmutniałem- Daj mi nacieszyć oczy swoją nieporadnością! Pomachasz trochę ogonkiem?
 -Izaya…
 -Nie?
 -Nie.
 Westchnąłem ciężko i złapałem dziewczynę za ramiona. Trochę mi zajęło wyciągniecie jej z zamokłego mieszkania, teraz była trochę cięższa, a ja do najsilniejszych nie należałem, dodatkowo płetwa ogonowa zaczepiała chyba o wszystkie możliwe meble. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się na klatce schodowej, przysiadłem obok niej, żeby trochę odetchnąć.

< Luna ? >

Od Luny CD Izay'i

- Bardzo śmieszne... - Przewróciłam oczyma. - Kiedyś wyschnę, a wtedy Cię dopadnę i sprzedam Ci kopa za ten żart.
- Hah, będę czekać z niecierpliwością. - Chłopak przeszedł przez cały pokój, stanął na przeciw mnie. - Ciekawe jak mnie dosięgniesz. - Zaśmiał się lekko. - Chwilowo jesteś uziemiona, nie możesz się nawet ruszyć... - Zamyślił się na chwilę. - Nie obraź się, ale to trochę dziwne że zamieniasz się syrenę...
- Wiesz, skoro moja matka była w połowie czarownicą... To coś mogło się zachować, jak dla mnie to jest coś w rodzaju klątwy... Jak tylko dotknę wody, tracę nogi i zyskuje ogon. To trwa jakieś dziesięć sekund, no i do póki nie wyschnę nie mam jak chodzić.
- No to masz pecha... - Mój towarzysz nie mógł się powstrzymać od śmiechu, zaczęło mnie to powoli denerwować.
- Dobra, zanim tutaj umrzesz ze śmiechu mam do Ciebie gorącą prośbę. Możesz mnie zanieść tam, gdzie jest sucho...? Bo inaczej Ci nie pomogę, jak będę leżała  w wodzie.

< Izaya ? >

Od Izay'i CD Luny

Siedziałem w bezruchu wpatrując się ślepo w punkt na ścianie przed sobą. Nic nie wymyślimy, nie ma szans. Może to jakiś znak, żeby się stąd wynieść? Chyba niemam innego wyboru. I tak spędziłem tu za dużo czasu. Szkoda tylko mojej pracy, a i okolica był dość przyjemna.
 - Trudno…- westchnąłem pod nosem.
 Wszechobecną ciszę przerwał huk z dolnego piętra, który poderwał mnie na równe nogi. Zajrzałem do pokoju obok. Kiedy zauważyłem, że dziewczyny nie ma w mieszkaniu, nóż otworzył mi się w kieszeni. Po cichu zszedłem na dół. Drzwi jednego z mieszkań były otwarte na oścież. Powoli zbliżyłem się do nich i wszedłem do środka. Starałem się to zrobić bezszelestnie, jednak każdy krok rozchlapywał wodę stojącą na podłodze. Na szczęście w środku nie było nikogo obcego, ale na podłodze leżała Luna. Zamiast nóg miała błyszczący od wody ogon. Wyglądało to nieporadnie, co najmniej śmieszne. Wpatrywałem się w nią chwilę z kamiennym spojrzeniem, szybko jednak na mojej twarzy zagościł uśmiech, którego nie mogłem już dłużej powstrzymywać.
 -Serio?- roześmiałem się- Tak chciałaś mi pomóc? Niestety woda trochę za płytka, żeby w niej pływać.

< Luna ? >

Od Cheryl "Cel" Part 1

Otworzyłam oczy. Wszędzie był ogień, popiół i dym. Na ziemi leżały ciała martwych ludzi. Jak to się stało, że żyję? Chyba żyję. Podniosłam rękę...Dałam radę. Wszystko było takie prawdziwe. To niemożliwe żebym przeżyła. Podniosłam się z pozycji leżącej do siedzącej. Teraz mogłam się wszystkiemu przypatrzyć. Wytężyłam wzrok. Jakieś kilkadziesiąt metrów ode mnie był wielki ślad po wybuchu. Nagle poczułam, coś chłodnego i mokrego na mojej ręce. Była to krew. Krew ludzi, którzy zginęli podczas wybuchu. Na ten widok przypomniał mi się tekst mojej ukochanej piosenki...
"Hear the sound of the falling rain,
Coming down like an Armageddon flame,
The shame,
The ones who died without a name...
Hear the dogs howling out of key,
To a hymn called "Faith and Misery",
And bleed, the company lost the war today"
Postanowiłam wstać. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, gdzie iść... Próbowałam znaleźć kogoś kto jest żywy....Niestety. "Czyżbym została sama? Jedyna na tym świecie?"-pomyślałam. Machnęłam ręką. Nagle niespodziewanie obok niej pojawił się ogień. Popatrzyłam na to zjawisko lekko wystraszona. Machnęłam ręką jeszcze raz, drugi, trzeci...Za każdym razem to samo. Ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie idę. Szłam po prostu przed siebie. Pomyślałam, ze przyda mi się jakaś broń. Jeszcze przed wybuchem bardzo dobrze posługiwałam się łukiem. Ruszyłam biegiem. "Teraz trzeba by znaleźć jakieś drzewo, by zrobić łuk"-pomyślałam. Biegłam coraz szybciej i szybciej. W pewnej chwili poczułam się jakby mniejsza. Świat nagle stał się czarno-biały. Byłam przerażona.
"Dlaczego śmierć dopadła mnie dopiero teraz?"-pomyślałam. Nie czułam jednak bólu. Postanowiłam zrobić krok. Nie umierałam. Podniosłam rękę by na nią popatrzyć. Była łapą. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że stałam się wilkiem. Na początku wystraszyłam się...Potem biegłam. Nie mam pojęcia jak długo. Po pewnym czasie znalazłam jakieś małe drzewko. "Hmmmm...A jak tu zmienić się z powrotem w człowieka?-pomyślałam. Nagle znowu byłam sobą. Urwałam gałąź. W kieszeni zawsze trzymałam linkę i nóż. Włożyłam rękę do kieszeni spodni. Na moje szczęście link i nóż dalej tam były. Zrobiłam łuk i kilka strzał. Nie wiedziałam co dalej mam ze sobą zrobić. Nagle w mojej głowie jakby odsunęła się kurtyna. Muszę zemścić się na zabójcach brata.

C.D.N

niedziela, 21 czerwca 2015

Od Nastii CD Dadamax

Obudziłam się już w domu czyli Dadamax musiał mnie zanieś na górę. Zerknęłam na rękę. Aha czyli również bawił się w lekarza. Cholerstwo nadal boli i spodziewam się, że będzie tak przez dłuższy czas.
Dadamax wrócił do pokoju z czymś na rękach. Nie widziałam dokładnie co to jest ponieważ miałam nadal mroczki przed oczami.
Zauważyłam, że Set wstał i patrzył z zainteresowaniem na to coś.
Przetarłam oczy ręką. Dadamax usiadł na łóżku i gadał coś o jakimś imieniu.
Oparłam głowe o jego ramie i pocałowałam go w policzek.
- O, obudziłaś się - uśmiechnął się.
- Tak - powiedziałam szybko. Przyglądałam się brązowej kulce leżącej na jego kolanach i po chwili zoriętowałam się, że to pies.
- Skąd masz tego słodziaka ? - zapytałam z uśmiechem.
- Gobliny są w sidła złapały.
- Ma jakieś imię ?
- Wiesz liczyłem, że pomożesz mi w szukaniu odpowiedniego.
- Hmm.. no nie wiem - wyszczerzyłam się.
- Oj Nastii - te potworne oczy ze shreka. Nie da sie odmówić.
- No dobrze - wywróciłam oczami.
- Dzię... - przerwałam mu.
- Ale też będziesz wymyślał.
- Okey.
- Może Nela - powiedział pierwszy.
- Nela... jak do kota albo to małego pieska.
- A Sara ?
- Stare i nie modne.
- Lila.
- Znowu mały piesek.
- Ama ?
- Jaka wszama ? - zdziwiłam się.
- Nie wszama, tylko Ama.
- Eee jak do Staforda.
- Katy ?
- Co ty kota czy psa nazywasz ? - zaśmiałam się.
- Kira.
- Jak do lwa w zoo - uśmiechnęłam się.
- To jakie ty masz propozycje ? - zapytał.
- Saba, Chimera, Siva, Saska.
- I co wybrałeś jakieś czy dalej bawimy się w poszukiwania ?

< Dadamax ? >^^

Od Dadamaxa CD Nastii

Nastia chciała mnie ponownie pocałować,ale Set zaczął szczekać.Gdy wybiegłem zobaczyłem grupę goblinów,które coś trzymały.Bez wahania ruszyłem na nie z wyciągniętym mieczem.Rozwaliłem kilku....a raczej kilkanaście tuzinów tych stworów.Nagle usłyszałem upadek.To była Nastia.Jakiś goblin zaatakował ją od tyłu.Szybko się z nim rozprawiłem,tak samo jak z resztą.Podbiegłem do Nastii.Aj...ta rana którą ma na ręce wygląda strasznie.Może dobrze że zemdlała.Przynajmniej nie cierpi.Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu na górę do sypialni.cały czas,chociaż była nieprzytomna była wtulona do mnie i mówiła przez sen moje imię.Nie mam pojęcia co jej się może śnić.Położyłem ją na łóżku i opatrzyłem jej ranę.Po chwili coś mnie natchnęło żebym wyszedł na dwór.Gdy wyszedłem ruszyłem w stronę miejsca gdzie grupa goblinów coś chwyciła.Były tam sidła,a w sidłach znajdowała się małą suczka.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj4I7m7qilFobX5CaiM-3-ZxhPVLZmt8KkXYCK0LaZp4RHWsQmKyWaoPvuLV742lEFRjgR4OhUFRxJXt3e8J0gzAHg_ZMU95QyHdVJQuyfiEiS1f3WBgyGv8Aor6p0cQsP4vrNOYZf5Iyg/s320/tumblr_lhccqhaCeB1qdrgwso1_500_large.jpg
Całą sierść miała koloru brązowego.Wyciągnąłem ją z sideł i wziąłem na ręce.Ta zaczęła szczekać radośnie i lizać mnie po twarzy.
-Już dobra...przestań.
Pomyślałem że skoro Nastia ma psa to ja też będę miał.Wziąłem ją do domu i ruszyłem do Nastii.Obok niej leżał Set.Gdy zobaczył suczkę nawet nie szczekał.Zasiadłem obok Nastii z nowym pieskiem na kolanach.
-Jakby cię tu nazwać ? Hmmm...No nie mam pomysłu.Pewnie Nastia by miała.-Powiedziałem i wtedy poczułem że ktoś opiera głowę o moje ramię i daje mi buziaka w policzek.

<Nastia?>^^

Od Nastii CD Dadamax'a

Co prosze ? Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedział, dlaczego to ukrył  ? To pytanie błądziło mi po głowie.
Dadamax zaczął tłumaczyć się ale ja nie miałam ochoty słuchać tego wszystkiego więc pocałowałam aby się przymknął.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś ?
- Zapomniałem, wybacz... - rzekł spuszczając głowę w dół.
- Nie przepraszaj... i tak wiesz, że bym ci wybaczyła - lekko się uśmiechnęłam.
Dadamax podniusł głowę i patrzył mi w oczy. Już mieliśmy się pocałować lecz Set zaczął na coś szczekać.
Dadamax ruszył pierwszy na zewnątrz, ja tuż za nim.
- Set, zamknij się - powiedział Dadamax.
Pies przestał szczekać. Okazało się, że "krzyczał" na gobliny, które coś złapały.
Nie widziałam co to było ponieważ po pierwsze Dadamax mi zasłaniał a po drugie byli oni troszke dalej plus byli schyleni.
Jeden z goblinów zwrócił na nas uwagę i zawiadomił resztę. Wszyscy się odwrócili i w zabujczo szybkim tępie ruszyli na nas.
Usłyszałam dźwięk który jest mi dobrze znany. To dźwięk ostrza które Dadamax wyciągnął. Stałam teraz obok niego, pies zwiał do domu. Strachajło... chociaz zrobiłabym to samo jeśli by mi nogi na to pozwoliły ale nie mogę się ruszyć. Brak mocy, stoję jak słup i czekam... w sumie nie wiem na co... Odgłosy walki rozbudziły mnie i wiedziałam, że coś muszę zrobić... wróciła do mnie moc ognia więc ona poszła w ruch. Goblin zakradł się do mnie od tyłu i rozciął mi połowe skróy na ręce... Kurwa jak boli !
Upadłam na kolana. Ból był nie do wytrzymania. Widziałam tylko jak Dadamax zabija po kolei gobliny później już tylko była ciemność....

< Dadamax ? > ^^

Od Luny CD Izay'i

- Dobrze Ci radzę schowaj ten nóż... - Powiedziałam.
Izaya spojrzał na mnie jak na debilkę, jednak schował ostrze do kieszeni. Sytuacja w pomieszczeniu stała się napięta, czułam się teraz winna temu że zniszczyłam jego mieszkanie. Musiałam mu je jakoś odbudować, jednak nie było to takie proste. Trzeba było wydobyć całą wodę z mieszkania, oraz dodatkowo je wysuszyć.
- Wszystko jest do wywalenia... - Skomentował chłopak.
- Przepraszam... Nie zrobiłam tego specjalnie...
- Zwykłe przepraszam nie wystarczy... Wszystko mi tutaj zamarznie, jak temperatura spadnie do zera...
- No już dobrze, dobrze naprawię to co zniszczyłam... - Zdjęłam sztylety i odłożyłam je na suchą półkę. Miałam już wejść do pokoju, gdyby nie fakt że woda była moim wrogiem. To był cud, że jeszcze nie zamieniłam się w pół rybę... Trzeba było wymyślić inny plan, taki który zadziała i nie wyrządzi szkód w mieszkaniu chłopaka.
- Ciekawe jak... - Dotarł do mnie jego głos, najwyraźniej chłopak był już zirytowany.
- Trzeba " Wypompować wodę " Potem to wszystko osuszyć. - Ruszyłam do drzwi wyjściowych, miałam zamiar odwiedzić dolne mieszkanie w poszukiwaniu wiader i szmat do wytarcia podłogi.
Nie czekałam na swojego towarzysza, zeszłam po schodach na piętro niżej. Otworzyłam drzwi mieszkania, z nich też wylewała się woda ale nie w takich litrach jak tam na górze. Przeszłam do salonu, rozglądałam się w poszukiwaniu wiader. Nawet nie musiałam odchodzić daleko, dwa z nich stały na jednej komodzie. Wzięłam niski stolik, żeby do nich dosięgnąć kiedy tylko moje palce zawadziły o metal kubeł przechylił się w moją stronę. Poczułam jak coś spływa na moją głowę, chwilę potem na barki, plecy i ramiona. To była woda, ruszyłam się gwałtownie. Wiadro przewróciło się na mnie wylewając całą zawartość prosto na moje ciało. Upadłam na podłogę robiąc przy tym mały hałas. Chciałam się jak najszybciej wydostać, jednak zanim zdążyłam się ruszyć moje nogi zamieniły miejsce z syrenim ogonem.

< Izaya ?  >

Nowa osoba

Witamy na blogu nową członkinie.



Powitajmy nową członkinie Victoria Silme


http://static.strefagier.pl/cms/2014/03/thief-cosplay-1-460cx160.jpg

Od Izay'i CD Luny

Niepewnie wszedłem do mieszkania. Szybkim rzutem oka starałem się określić straty w salonie. Woda rozlała się po całym pomieszczeniu, zapewne też zalała mieszkanie pod nami. Nie wspomnę już o instalacji elektrycznej, która siadła na pewno. Drżącą ręką otworzyłem drzwi do sypialni, która była w chyba jeszcze gorszym stanie niż poprzedni pokój. Wody było zdecydowanie więcej. Ciecz spływała nie tylko po podłodze, ale też po dosłownie wszystkich meblach. Nie dam rady tego wysuszyć, mamy przecież zimę. Zapewne wszystko zgnije. Wycofałem się z pokoju, sięgając dłonią do kieszeni. Wyciągnąłem z niej składany nóż. Kciukiem chowałem i wysuwałem ostrze raz za razem. Czy sypialnia nie była przypadkiem skuta lodem, kiedy uciekaliśmy?
 - I cały tydzień roboty w pizdu- wysyczałem przez zaciśnięte zęby- Tyle zmarnowanego czasu… Jeśli to miał być żart z twojej strony, to nawet Ci wyszedł. Sam bym się takiego nie powstydził, wiesz?
 Moje plecy napotkały opór ściany. Zamurowało mnie na moment. Nastąpiła chwila ciszy, który przerwał mój nagła salwa śmiechu. Zjechałem w dół po ścianie, kuląc się z lekka. Kątem oka widziałem jak Luna próbuje podejść trochę bliżej, jednak powstrzymał ją wcelowany w jej stronę nóż otwarty w mojej dłoni.

< Luna ? >

Od Luny CD Izay'i

Przybrałam swoją ludzką postać, wspięłam się po szczebelkach na górę. Izaya miał rację, tornado już przeszło. Na powierzchni czekał na mnie chłopak, rozglądał się dookoła, budynek ucierpiał ale nie aż tak bardzo. Razem z moim towarzyszem skierowaliśmy się do mieszkania, żeby ocenić straty. Jak tylko podeszliśmy do drzwi, nasza uwagę przykuła kałuża. Odsunęłam się od niej instynktownie. Izaya posłał tylko zdziwione spojrzenie, zaczął odbijać się do drzwi mieszkalnych. Otworzył je z kopniaka, wszędzie było pełno wody. Najwięcej jednak wpływało z pokoju w którym spałam.
- Jasna Cholera...

< Izaya? >

Od Izay'i CD Luny

Obudziłem się po kilku godzinach, ale niespieszno było mi otwierać oczy. Czułem jakby przyjemne ciepło siłą trzymało moje powieki. Miła odmiana, bo wieczorem było dość chłodno. Starałem się znowu zasnąć. Oddychając głęboko, wplotłem palce w miękką sierść.
 …
 SIERŚĆ?! Szybko otworzyłem oczy i odepchnąłem się od włochatego cosia, zaliczając nieprzyjemne spotkanie z betonową posadzką schronu. Najwyraźniej mój upadek zbudził zwierzę, które eównież zerwało się na równe nogi i odskoczyło do boku. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to Luna w swojej wilczej postaci, której tak bardzo nie znosiłem.
 -Chciałaś, żebym zszedł na zawał?- wsparłem się na łokciach, po czym podniosłem się do siadu.
 -Nie! W nocy było ci zimno, cały się trząsłeś. Chciałam cię trochę ogrzać, więc...
 - Ciiiiii!- uciszyłem ją, podnosząc się z ziemi.
 - Czemu na mnie cichasz? Dasz mi kiedykolwiek skoń…
 - Nie- znowu przerwałem jej z uśmiechem- Posłuchaj.
 Dziewczyna zastrzygła uszami i lekko przechyliła głowę.
 - Nic nie słyszę.
 - Właśnie!- pstryknąłem palcami.
 Szybko piąłem się po drabinie w górę. Kiedy otworzyłem właz, do schronu wlało się światło słoneczne. Wiatr natomiast ucichł zupełnie.
 -Chyba bezpiecznie. Możesz wyskakiwać- rzuciłem przez ramię i wyskoczyłem na powierzchnię.


< Luna ? >

Od Dadamax'a CD Nastii

Siedziałem sobie spokojnie na kanapie,aż nagle przybiegł Set.Zdziwiło mnie że jest sam.Bez Nastii.
-Co jest piesku ? Gdzie Nastia?-Brawo geniuszu gadaj do psa a na pewno ci odpowie.
Set chwycił mnie zębami i ciągnął na zewnątrz.
-Dobra już idę.
Gdy wyszedłem,pies zaciągnął mnie do miejsca gdzie znajdował się schron.Wbiegłem do środa.Tam stała Nastia.Przyglądała się pustej ścianie.Chyba wiem o co chodziło.
Podszedłem do niej i położyłem jej rękę na ramieniu.
-Nastia.
Ta odwróciła się jakby czegoś się bała.
-Widzisz to Dadamax ?
-Niby co ? Widzę pustą ścianę.
-Jak to ? Tu są zdjęcia.
-Nasti.Spokojnie.Chodź.Należą ci się wyjaśnienia.-Powiedziałem dałem ją na kolana,wcześniej siadając na jakimś krześle.
-O jakie wyjaśnienia ci chodzi ?
-Widzisz.Ten wisiorek który ci podarowałem to pamiątka po mojej matce.Jest w nim pewna umiejętność.Jak masz go założonego widzisz to o czym marzysz,ale nigdy w takiej formie jak chcesz.Czyli np chcesz psa a widzisz że pracujesz jako hycel.Przepraszam powinienem ci powiedzieć wcześniej.-Powiedziałem a ta żebym ucichł pocałowała mnie.

<Nastia?>

sobota, 20 czerwca 2015

Od Luny CD Izay'i

- Jak dla mnie spoko. - Wyciągnęłam nieśmiało rękę w stronę torby, sushi wyglądało nawet zachęcająco. Pamiętam jak kiedyś, tata zrobił je nam na obiad. Otworzyłam pakunek, zapach ryby dotarł do mojego nosa. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, wnerwiłam się na swoje ciało że tak publicznie domaga się jedzenia. Wzięłam pierwszy kęs do buzi, nie było nawet takie złe dało się zjeść. No i znowu zapadła niezręczna cisza, za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć Izaya chyba też nie. Oparłam się o ścianę schronu, ziewnęłam mimowolnie. Moje ciało domagało się snu, którego mi tak wrednie przerwano.
- Jak chcesz możesz się teraz przespać, zapewniam Cię że teraz będę Cię budził powoli. - Zaśmiał się lekko.
- Dzięki... - Mruknęłam, przeciągając się lekko nie było tutaj żadnego łóżka czy też materaca, więc przybrałam postać wilka. Od ziemi ciągnęło zimno, moje futro zapobiegało przedostawaniu się powietrza. Zadowolona oparłam łeb o przednie łapy, musiałam się ułożyć w takiej pozycji żeby też wystarczyło miejsca dla chłopaka. - Dobranoc. - Powiedziałam.

* 2 h później *

Obudziło mnie nieznane źródło hałasu, uniosłam lekko łeb. Nie lubiłam tego jak ktoś mnie gwałtownie budził. Chciałam już opierdzielić Izaya za tą pobudkę, jednak ten siedział na ziemi oparty o ścianę. Nie miał nawet koca czy też innego okrycia, bez wahania wstałam. Podeszłam do niego po cichu, delikatnie przystawiłam łeb do jego policzków. Były one chłodnawe, cofnęłam się o jeden krok. Spojrzałam na niego z zaciekawionym spojrzeniem. Chwilę potem położyłam się obok chłopaka tak, żeby moje futro znajdywało się przy jego ciele. Podziałało, Izaya przechylił się lekko w moją stronę. Położył się na moim boku, teraz spełniałam rolę poduszki i kołdry jednocześnie. Przymknęłam oczy, chciałam jeszcze trochę pospać.

< Izaya ? >